ALPY 2015-2018
ALPY 2013-2014
TATRY 2018-2024
- Tatry Zima 2018
- Tatry Zima 2019
- Tatry Zima 2021
- Tatry Jesień 2021
- Tatry Zima 2022
- Tatry Zima 2023
- Tatry Zima 2024
- Tatry Jesień 2024
TATRY 2017
TATRY 2015-2016
TATRY 2010-2014
GÓRY INNE 2011-2025
Tatrzańskie Wyprawy 2018 - 2024
Tatry - Zima 2018
Tego roku postanowiliśmy, że nasz wyjazd w Tatry odbędzie się do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Na Palenicę Białczańską dojechaliśmy około godziny 7:30, przebraliśmy się, zostawiliśmy samochód na parkingu i z ciężkimi plecakami ruszyliśmy w kierunku Doliny Pięciu Stawów przez Dolinę Roztoki. Droga choć była dośc długa nie sprawiała problemów do momentu ostatniego podejścia czarnym szlakiem, tam wyciągnęla ze mnie całą energię w przeciwieństwie do żony i córki, które tego dnia były zdecydowanie silniejsze ode mnie. Ten ostatni kawałek drogi jakby nie miał końca, ciągnął się w nieskończoność i u kresu mojej wytrzymałości doprowadził mnie do schroniska. Resztę dnia poświęciliśmy tylko na odpoczynek a już o 19:30 leżeliśmy w łóżkach.

Dzień drugi wyjazdu
Pogoda, którą zapowiadano na ten dzień nie była optymistyczna miał padać śnieg i wiać wiatr i na nasze nieszczęście się sprawdziła, nie dość tego ogłoszono trójkę lawinową, która trwała do końca naszego pobytu czym pokrzyżowała nam plany. Nie zrażając się tym faktem mimo wszystko poszliśmy w kierunku Przełeczy Zawrat. Droga nie była łatwa, padający śnieg i wiejący wiatr bardzo przeszkadzał w wędrówce i skutecznie zasypywał i tak nie wyraźne ślady co przy małej widoczności sprawiało kłopoty w nawigacji. W takich warunkach dotarliśmy z 200-300 metrów za znak z odejściem szlaku żółtego na Kozią Przełęcz i w połowie podejścia pod Kołową Czubę zdecydowaliśmy się zawrócić. Tego dnia tylko jedna osoba poszła trochę dalej lecz też zwróciła kolejnych 100-150 metrów dalej. Resztę dnia spędziliśmy w schronisku.

Kozi Wierch (niem. Gemsenberg, słow. Kozí vrch, węg. Zerge-hegy, dawniej także Czarne Ściany 2291 m) – szczyt w Tatrach Wysokich. Jest trzecim co do wysokości szczytem w całości położonym w Polsce. Kozi Wierch wznosi się w długiej wschodniej grani Świnicy pomiędzy Doliną Gąsienicową a Doliną Pięciu Stawów Polskich, a dokładniej między dwiema dolinkami wiszącymi: Dolinką Kozią i Dolinką Pustą. Wzdłuż grani tej poprowadzono szlak turystyczny zwany Orlą Percią.
Dzień trzeci wyjazdu
Tego dnia nie spieszyliśmy się z wyjście ze schroniska ponieważ pogoda była podobna do tej z zeszłego dnia i to w konskwecji okazało się błędem. Na szlak ruszyliśmy po godzinie 9:00 bez planu wycieczki, szliśmy tak aż do odejścia szlaku na Kozi Wierch, podczas tego krótkiego odcinka szlaku pogoda diametralnie się zmieniła, zaczęło się rozpogadzać, przebijało się słońce a wiatr znacząco osłabł. To obudziło w nas nadzieję, że tego dnia będzie można coś fajnego zrobić, po chwilowym przemyśleniu sytuacji jedyny pomysł, który się nasunął ... próbujemy wejść na Kozi. Jako, że przed nami poszło kilka osób mieliśmy trochę ułatwione zadanie, nie trzeba było torować drogi. Droga nie była trudna i szło się dobrze do miejsca oddalonego o 50 metrów w pionie od szczytu. Tam ponownie pogoda pogorszyła się, zaczął padać śnieg, widoczność spadła do 20-30 metrów co w połączeniu późną godziną, większymi trudnościami technicznymi pod szczytem spowodowało decyzję o odwrocie. Szczytu nie udało się zdobyć chociaż byliśmy tak blisko. Jakbyśmy wyszli godzinę wcześniej to w miejscu odwrotu bylibyśmy w dużo lepszej pogodzie i wejście na szczyt prawdopodobnie by się udało ale cóż góra nie ucieknie, kiedyś tam wrócimy. Zejście odbyło się bez problemów i około 16:00 dotarliśmy do schroniska.

Dzień czwarty wyjazdu
Ranek przywitał nas bezchmurną aurą ale za to z mrozem -16°C i silnym wiatrem, który powodował temperaturę odczuwawalną -25°C. Przy takiej widoczności postanowiliśmy się udać na Przełęcz Zawrat, mimo przenikliwego zimna szło się bardzo dobrze a w momencie wejścia w miejsce gdzie oblały nas promienie słońca szło się jeszcze lepiej. Każdy kto szedł przy takim mrozie w cieniu wie ile znaczą promienie słońca. Te życiodajne promienie dopadły nas przy szlaku na Kozią Przełęcz, szkoda że wiatr nie ustał i momentami chciał urwać głowę. Trochę powyżej miejsca gdzie zawróciliśmy pierwszego dnia niewielki depozyt nawianego z grani śniegu podczas naszego podejścia wyjechał zasypując nas po uda. Takie rzeczy zdarzają się podczas lawinowej trójki i nie tylko, w tym przypadku była to niewielka masa śnieżnego puchu, która nie była w stanie nic nam zrobić ale trzeba uważać na takie nawisy śnieżne, bardzo łatwo je zrzucić. Po tej dawce adrenaliny poszliśmy dalej aż do momentu gdzie rozpoczynał się trawers Kołowej Czuby. Przetarta droga przez ludzi była trochę niefortunnie gdyż przebiegała wysoko gdzie zagrożenie lawinowe było wyższe niż poniżej na wypłaszczeniach, dlatego też postanowiliśmy nie ryzykować przejścia w niepewnym terenie i zawróciliśmy do schroniska. Jako, że godzina była jeszcze wczesna po krótkim odpoczynku wyszliśmy jeszcze na pobliską Wyżnią Kopę. Podczas tego wyjścia pogoda znowu się pogorszyła także słońcem długo się nie nacieszyliśmy ale podczas tego wyjazdu było to normalnością.

Dzień piąty wyjazdu
Na ten dzień miałem ambitny plan (łudząc się, że pogoda będzie w miarę dobra) wejścia na Niżny Kostur a z niego być może granią na Szpiglasowy Wierch. Niestety pogoda ponownie nie była łaskawa co w konsekwencji spowodowało zmianę moich planów. Na cel wybraliśmy sobie pobliskiego Niedźwiedzia 1812 m.n.p.m. w pobliżu, którego przebiega zimowy wariant wejścia na Szpiglasowy Wierch. Chociaż nie jest to długa droga to wejście zajęło nam sporo czasu, musieliśmy torować w świeżym śniegu a wiejący wiatr i padający śnieg także nie pomagał. Koniec końców stanęliśmy na szczycie Niedźwiedzia. Tego dnia przeszliśmy się jeszcze nad Wielki Staw a wróciliśmy jego taflą.

Dzień szósty wyjazdu
Był to dzień, w którym nasz wyjazd dobiegł końca, trzeba było się pakować i ruszać w kierunku samochodu. Był to kolejny dzień niezbyt sprzyjającej pogody, tym razem było bezwietrznie ale za to bardzo mgliście. Ponownie założyliśmy już nie tak ciężkie jak na podejściu plecaki i poszliśmy w dół Doliną Roztoki, droga przebiegła bez najmniejszych problemów i po trzech godzinach byliśmy już na Palenicy. Pozostało odkopać samochód ze śniegu i wyruszyć w długą drogę do domu.
Morskie Oko, Tatry - Zima 2019
Tego roku postanowiliśmy, że nasz wyjazd w Tatry odbędzie się do schroniska nad Morskim Okiem. Na Palenicę Białczańską dojechaliśmy około godziny 7:30, przebraliśmy się, zostawiliśmy samochód na parkingu i ruszyliśmy w kierunku Morskiego Oka, tym razem postanowiliśmy, że cześć ciężkiego sprzętu i prowiantu pociągniemy na sankach co zdecydowanie zmniejszyło wagę naszych plecaków. Droga do Moka jest długa i monotonna, w schronisku meldujemy się po około trzech godzinach marszu, do końca dnia odpoczywamy po podróży, wcześnie kładziemy się spać gdyż na jutrzejszy dzień w planie mamy Rysy.

Dzień drugi - Próba wejścia na Rysy
Rysy (słow. Rysy, niem. Meeraugspitze, węg. Tengerszem-csúcs) – góra położona na granicy polsko-słowackiej, w Tatrach Wysokich (jednej z części Tatr). Ma trzy wierzchołki, z których najwyższy jest środkowy (2503 m n.p.m.), znajdujący się w całości na terytorium Słowacji. Wierzchołek północny, przez który biegnie granica, stanowi najwyżej położony punkt Polski (2499 m n.p.m.) i należy do Korony Europy. Masyw Rysów posiada trzy wierzchołki. Najwyższy z nich (tak zwany środkowy – 2503 m n.p.m.) leży po stronie słowackiej, podobnie jak najniższy wierzchołek południowo-wschodni (2473 m). Na granicy polsko-słowackiej znajduje się średni co do wysokości, północno-zachodni wierzchołek o wysokości 2499 m n.p.m., który jest najwyżej położonym punktem Polski. Rysy cechują się dużą wysokością względną, wznosząc się ponad 1100 metrów nad powierzchnię Morskiego Oka.

Wstaliśmy o godzinie piątej, śniadanie, przygotowania i około godziny szóstej byliśmy gotowi do wyjścia. Na zewnątrz było kilka stopni mrozu i wiał silny wiatr ale generalnie pogoda była dobra co przy lawinowej jedynce dawało szanse na wejście. Pierwszy etap w drodze na Rysy to wejście na poziom Czarnego Stawu pod Rysami następnie przez jego taflę idziemy na właściwą wspinaczkę. Niestety zaraz po przekroczeniu stawu córka decyduje, że wraca do schroniska. Ja z żoną w tym momencie wiążemy się liną i wyznaczamy sobie kolejny cel jakim jest Bula pod Rysami. Powoli kroczek za kroczkiem docieramy do wysokości Buli, żona stwierdza, że chce iść dalej do początku rysy gdzie dochodzimy około 12:00. Na tym etapie żona jest już bardzo zmęczona ale ambitnie decyduje, że idzie dalej. Postanawiamy, że idziemy do godziny 14:00 i zaczynamy zejście, niestety około godziny 13:30 i około 50 m. w pionie przed szczytem żona całkowicie opada z sił i nie pozostaje nam nic jak rozpocząć zejście. Nie udało się wejść na szczyt ale zgodnie stwierdzamy, że była to dobra decyzja nie ma co szarżować jak brakuje sił a zejść trzeba było ponad kilometr w dół co też jest męczące. W schronisku meldujemy się przed 17:00, dzień uważamy za bardzo udany, żona poprawia swój rekord zimowej wysokości, który teraz wynosi 2450 m.n.p.m.
Dzień trzeci - odpoczynek
Po wyczerpującym wejściu prawie na Rysy postanawiamy, że tego dnia będziemy odpoczywać a później przejdziemy się dookoła Morskiego Oka. Tak właśnie zrobiliśmy, spaliśmy tyle ile chcieliśmy a później wyszliśmy na spacer w około Morskiego Oka, robimy zdjęcia i spokojnie okrążamy staw. Pogoda troche się pogorszyła ale jeszcze gorsza miała przyjść nastepnego dnia.

Dzień czwarty - spacer do schroska Roztoka
Prognozy niestety sprawdziły się, od rana wiał silny wiatr i sypał gęsty śnieg. Biorąc pod uwagę złe warunki atmosferyczne postanowiliśmy zrobić sobie 6,5 kilometrowy spacer do schroniska Roztoka. Po dwóch godzinach marszu w śnieżycy docieramy do Roztoki, w schronisku jemy szarlotkę, wypijamy piwo i wracamy do Moka. Podczas tego spaceru sprawdziły się moje gogle, które pierwszy raz załozyłem i zdecydowanie polecam przy wędrówkach w takich warunkach. Przed nami jeszcze jeden dzień pobytu, na który niestety zostaje podniesiony stopień zagrożenia lawinowego do dwójki.

Dzień piąty - Dolina za Mnichem

Wstajemy rano bez planu, wychodzimy ze schroniska i w trakcie przejścia przez Morskie Oko decydujemy, że zaraz za Półwyspem Miłości zaczniemy podejście do Dolinki za Mnichem. Początek podejścia to torowanie w głębokim śniegu sięgającym niekiedy po uda. Po przetorowaniu tego odcinka docieramy do śladu założonego przez siedmiu turystów, którzy szli wspinać się w Dolince za Mnichem, wybrali oni drogę letnią przez ceprostradę, która zimą nie jest polecana bo przecinają ją dwa żleby narażone na zejście lawin. Od tego momentu szło się zdecydowanie lepiej gdyż poprzedzająca nas grupa ładnie nam torowała drogę. Bez większych problemów docieramy do doliny, tam robimy krótką przerwę i idziemy jeszcze w okolice Stawku Staszica, tam zakańczamy naszą akcję górską i rozpoczynamy zejście, nie było sensu pchać ani na Wrota Chałubińskiego ani na Szpiglas, widoczność 50-100 m. i sypał drobny śnieg. Na drogę powrotną wybieramy tą nieszczęsną ceprostradę myśląc że została ona dobrze przetarta, jednak bardzo się mylimy, droga poprowadzona była przez kosówki gdzie zapadamy się nawet po uda. Brnąc tak powoli przez krzaki postanawiam, że w pierwszym dogodnym momencie za pomocą liny zejdziemy do Morskiego Oka. Tak własnie robimy i w szybkim tempie znajdujemy się na tafli Morskiego Oka skąd już kawałek od schroniska. Tak kończymy nasz ostatni dzień działalności górskiej, po południu wstępnie się pakujemy by rano łatwiej było się ogarnąć.
Dzień szósty - powrót
Jak to zwykle bywa w dzień wyjazdu pogoda jest piękna, świeci słońce, wiatru nie ma a my niestety musimy schodzić na parking co czynimy w około 2:15 min. Na parkingu czeka nas odkopanie samochodu i długa droga z południa na północ Polski. Kolejny wyjazd zimowy w Tatry dobiegł końca, czas planować następny :-)
Tatry - Zima 2021
Z powodu obostrzeń covidowych do końca nie wiedzieliśmy czy w ogóle uda nam się wyruszyć w góry. Mieliśmy chyba szczęście bo w planowanym przez nas terminie ponownie otwarto kwatery prywatne z czego z radością skorzystaliśmy, co prawda nie jest to schronisko górskie ale jak się nie ma co się lubi to się co się ma. Jak zwykle czekała nas długa droga z nad morza w góry, na dodatek w 1/3 zaśnieżona co utrudniało podróż. Do Zakopanego dojechaliśmy około 8:30 rano, po rozpakowaniu gratów niezwłocznie ruszyliśmy na szlak, którym była Dolina Białego piękna w zimowych warunkach, z doliny weszliśmy na czarny szlak Nad Reglami, który doprowadził nas do Czerwonej Przełęczy i dalej do celu w postaci Sarniej Skały. Powrót z Sarniej Skały wybraliśmy przez drogę Nad Reglami do Doliny Strążyskiej gdzie odbiliśmy na chwilę w lewo do wodospadu Siklawica, który zimą przybiera piękne lodowe kształty. Na kwaterę wracaliśmy Doliną Strążyską a następnie drogą Pod Reglami. W sumie to miałbyć spacerek po górach ale dość mocno nas wymęczył, jakby nie patrzeć przeszliśmy ponad 10 km. Tak zakończył się nasz pierwszy dzień w Tatrach.

Dzień drugi - Niedziela 14.02
Niespodziewanie ten pierwszy dzień tak nas wymęczył, że drugiego dnia postanowiliśmy odpocząć a na górską wyprawę wybraliśmy lajtowe wejście na Nosal zielonym szlakiem od Kuźnic. Po wejściu na Nosal zeszliśmy na drugą stronę do Przełęczy pod Nosalem, w pierwotnym założeniu mieliśmy zejść z powrotem do Kuźnic jednak, że nigdy nie byliśmy w Dolinie Olczyskiej postanowiliśmy przez nią zejść a u jej wylotu złapać busa do Zakopanego. Niestety żaden bus jakoś nie chciał jechać i w pobliże Doliny Białego gdzie mieliśmy swoją kwaterę wróciliśmy piechotą co rozwiało marzenia o dniu odpoczynku. Tego dnia łącznie z wędrowaniem po Zakopanym przeszliśmy około 15 km. co już dobrze dało się nam we znaki. Resztę dnia już tylko odpoczywaliśmy i delektowaliśmy się zamówiąną z okazji Walentynek pizzą.

Dzień trzeci - Poniedziałek 15.02
Na trzeci dzień zaplanowaliśmy sobie wjazd kolejką na Kasprowy Wierch i próbę wejścia na Swinicę. W Kuźnicach zameldowaliśmy się o 7:15, było kilkanaście stopni mrozu co bardzo nas wychłodziło w czasie oczekiwania na pierwszy wagonik. Przejazd kolejką przebiegł bez komplikacji i około 8:40 byliśmy gotowi do wyjścia, było bardzo mroźno a uczucie chłodu potęgował wiatr, który osiągał w porywach 50 km/h. Podejście najpierw na Beskid, dalej na Przełęcz Liliowe przebiegła bez problemów mimo zimna, niestety nasze podejście tak jak innych grup zatrzymało się przed trawersem Pośredniej Turni. Tutaj okazało się, że warunki śniegowe nie są tak dobre jakby mogło sie to wydawać, na trawersie śnieg sięgał momentami po uda co skłoniło nas jak i innych do przerwania dalszej wędrówki. Depozyty śniegu były bardzo duże na trawersie jak i na samym podejściu na Świnicę, nie było sensu kusić losu biorąc pod uwagę, że Świnicę zimową mieliśmy już zaliczoną. Trochę z żalem zawróciliśmy w stronę Kasprowego Wierchu, gdzie zrobiliśmy sobie krótką przerwę na batonika. Jako zejście wybraliśmy szlak zielony do Kuźnic, którym nigdy wcześniej nie szliśmy. Po zejściu 200-300m. z Kasprowego zrobiło się ciepło i bezwietrznie a reszta drogi minęła bez przygód aby około 15:00 doprowadzić nas z powrotem do Kuźnic.

Dzień czwarty - Wtorek 16.02
Na wtorek, jeszcze w poniedziałek zaplanowaliśmy sobie wejście do Doliny Małej Łąki i kierowanie się w stronę Kondratowej Przełęczy, na którą zgodnie twierdziliśmy, że raczej ciężko będzie się dostać ze względu na dużą ilość śniegui zagrożenie lawoninowe. Dlatego też na szlak wyruszyliśmy po godzinie 9:00 i spokojnym krokiem poszliśmy w kierunku Wielkiej Polany Małołąckiej, na polanie zrobiliśmy krótki postój na uzupełnienie płynów. Oczywiście to nie był koniec wycieczki, przez wielką polanę kierowaliśmy się w kierunku lasu gdzie teren z każdym krokiem piął się w górę aby po kilkudziesięciu mintach wyprowadzić nas z lasu do wąwozu skalnego. Tam wyskokość zdobywa się już zdecydowanie szybciej a, że czas mieliśmy niezły postanowiliśmy iść dalej, idąc tak pod górę w pewnym momencie okazało się, że do Przełęczy Kondrackiej mamy zaledwie 150m. w pionie. To był dla nas impus, że nie można już zrezygnować i chciaż na przełęcz trzeba wejść i tak właśnie zrobiliśmy. Niestety pogoda z minuty na minutę psuła się co raz bardziej, wiał silny wiatr i padał co raz gęstrzy śnieg, co zmusiło nas do przerwania wycieczki i powrotu. Może gdybyśmy wyszli z godzinę wcześniej na szlak to szanse wejścia na Giewont byłyby realne a w naszym przypadku nie chcieliśmy ryzykować większego załamania pogody i późniejszego jednak długiego zejścia na parking. Tak jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy i bez komplikacji zeszliśmy do Doliny Małej Łąki, na parkingo zameldowaliśmy się kilka minut po 15:00.

Dzień piąty - Środa 17.02
Środę rozpoczynamy od przejechania samochodem na parking u wylotu Doliny Kościeliskiem, planem na ten dzień jest przejście Doliną Lejową do Drogi nad Reglami, dalej czarnym szlakiem do Doliny Kościeliskiej, którą wracamy na parking. Idąc dość długą Doliną Lejową spotykamy tylko dwie osoby na szlaku, jest to dolina dość rzadko odwiedzana. O minimalnym ruchu turystycznym w tym rejonie Tatr może świadczyć fakt, że na głównym szlaku, praktycznie przez 3/4 doliny na śniegu widoczne są ślady dwóch wilków, które poruszały się wzdłuż szlaku. Około połowy doliny dochodzimy do Polany Huty Lejowe, gdzie najprawdopodobniej wypasane są owce. Cała Dolina Lejowa praktycznie wcale nie wznosi się, dopiero od czarnego szlaku da się zauważyć podejście, które kończy się na Kominiarskim Przysłopie skąd czarny szlak zaczy opadać by doprowadzić do Doliny Kościeliskiej, którą w padającym deszczu dochodzimy do parkingu. Tego dnia jak każdy wytrawny "turysta" idziemy na Krupówki gdzie kupujemy zamówione oscypki :-).

Dzień szósty - Czwartek 18.02
Jak to zwykle bywa wszystko co dobre szybko się kończy i także czwartek był ostatnim dniem, w którym można było pójść jeszcze w góry. Zgodnie postanowiliśmy tego dnia przejść się do Doliny Gąsienicowej odwiedzić schronisko Murowaniec. Ruszylismy z Kuźnic przez Dolinę Jaworzynki, którą nie chodziliśmy od ładnych kilku lat. Na podejściu było trochę małego torowania w śniegu po nocnych opadach, przed nami szła tylko jedna osoba a w dolinie generalnie było pusto. Sami praktycznie doszliśmy prawie do Przełęczy Między Kopami gdzie pojawiło się już sporo osób. Od przełęczy jak wiadomo jest odcinek prostej, zejście w dół i wychodzimy do Doliny Gąsienicowej i dalej do samego Murowańca. W schronisku, jak to w pandemmi wszystko było sprzedawane na wynos także długo tam nie zabawiliśmy. Po posileniu się myśleliśmy o możliwości pójścia na Czarny Staw Gąsienicowy ale duża mgła i opady śniegu odwiodły nas od tego pomysłu, po prostu nie było sensu iść i zobaczyć mleko dookoła, żalu nie było bo bywaliśmy tam wielokrotnie. Z doliny schodziliśmy tym razem przez Boczań tak jak to czyniliśmy w większości przypadków. Tego dnia pozostało nam tylko pakowanie i szykowanie się do powrotu rankiem przyszłego dnia. Jak zwykle z żalem oczekujemy do kolejnego wyjazdu.

Tatry - Jesień 2021
Zanim nasze Tatry ponownie mnie powitały jak zwykle czekała mnie 14 godzinna jazda autobusem do Zakopanego. Bez komplikacji o godzinie 7:00 autobus dojechał na dworzec w Zakopanym, skąd busem pojechałem do Kuźnic i dalej już pieszo przez Boczań do Murowańca. Jako, że pogoda była wyśmienita postanowiłem zrealizować założony plan, którym było wejście na pozaszlakowy szczyt - Zadni Kościelec. Drogę dojściową wybrałem przez Zielony Staw, tuż przed Karbem odbiłem w prawo aby dojść do zachodnich ścian Kościelca, przy których wiedzie umowny szlak na Przełęcz Kościelcową. Na przełęczy zameldowałem się po kilkudziesięciu minutach podejścia. Na przełęczy są dwie możliwości, można iść na lewo na Kościelec lub na prawo na Zadni Kościelec. Oczywiście zgodnie z planem udałem się na prawo i trawersując grań Kościelców doszedłem do ostatniego etapu jakim jest niewielki żleb, który prowadzi na Zadni Kościelec. Na szczycie byłem około pół godziny, widoki piękne, brak ludzi to jest to co lubię w górach. Niestety w nieskończoność siedzieć nie można, trzeba było się zebrać i ruszyć w drogę powrotną, która do Karbu wyglądała identycznia jak wejściowa. Dopiero od Karbu poszedłem w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego i dalej do Murowańca gdzie zakończyłem pierwsze górskie wyjście.
Wejście na Zadni Kościelec
Dzień drugi wyjazdu
Na następny dzień zaplanowałem sobie wyjście na drugą część Orlej Perci, z Murowańca udałem się nad Czarny Staw Gąsienicowy i dalej do Zmarzłego Stawu skąd skręciłem w lewo do Koziej Dolinki. Drugą część Orlej Perci postanowiłem rozpocząć od wejścia Żlebem Kulczyńskiego i dalej do Granatów, Zadniego, Pośredniego i Skrajnego. Ta "druga" część Orlej Perci według mnie nie jest już tak atrakcyjna jak odcinek między Zawratem a Kozim Wierchem, można jednak spotkać tu również sztuczne ułatwienia w postaci łańcuchów i jednej drabinki a widok z Przełęczy Zawrat wynagradza "małą" atrakcyjność tej drogi. Po przejściu odcinka orlej między Granatami a Przełeczą Krzyżne pozostał mi powrót, bardzo długi powrót przez Dolinę Pańszczycy, przez Czerwony Staw do schroniska. To był bardzo długi szlak.
Orla Perć - "druga" część
Dzień trzeci wyjazdu
Trzeci dzień to wejście na Świnicę przez zamknięty w ostatnich latach z powodu obrywu skalnego w pobliżu Niebieskiej Turni szlak przez Przełecz Zawrat, tak więc ponownie z schroniska udałem się nad Czarny Staw Gąsienicowy i dalej do Zmarzłego Stawu ale tutaj poszedłem prosto w kierunku Przełęczy Zawrat. Droga na przełęcz przebiegła bez komplikacji, było przyjemnie chłodno a tuż przed Zawratem rozpogodziło się co bardzo wpłynęło na morale. Po krótkim odpoczynku udałem się w kierunku Świnicy czerwonym szlakiem i muszę powiedzieć, że miejsce obrywu robi wrażenie, na prawdę sporo skał tam odpadło. Po niecałej godzinie zameldowałem się na Świnicy skąd roztacza się piękny widok na Dolinę Gąsienicową oraz Dolinę Pięciu Stawów Polskich. Ze Świnicy zszedłem do Świnickiej Przełęczy i dalej czarnym szlakiem do Zielonej Doliny Gąsienicowej gdzie zrobiłem sobie dłuższy odpoczynek na Zielonym Stawem Gąsienicowym.
Świnica przez Zawrat
Dzień czwarty wyjazdu
Długo się zastanawiałem co zrobić z czwartym a zarazem ostatnim dniem pobytu, różne pomysły chodziły mi po głowie a w konsekwencji wybrałem łatwy szlak ale długi na Kopę Kondracką. Jak w poprzednich dniach początek wycieczki miał miejsce w schronisku Murowaniec skąd prostym i niezbyt długim szlakiem udałem się na Kasprowy Wierch a raczej na Suchą Przełęcz bo na Kasprowy wszedłem w drodze powrotnej. Po krótkim odpoczynku czerwonym szlakiem udałem się w kierunku Goryczkowej Czuby, która znajduje się mniej więcej w połowie drogi między Kasprowym a Kopą. Oczywiście na Goryczkową Czubę nie wchodzi się a trawersuje od południa. Pogoda była piękna jak w poprzednich dniach także chodzenie po górach w takich warunkach to czysta przyjemność tak więc nie wiem kiedy i znalazłem sie na Kopie Kondrackiej gdzie zrobiłem sobie zasłużony odpoczynek. Z Kopy czekał mnie długi powrót, wejście na Kasprowy Wierch i zejście do schroniska Murowaniec gdzie czekało mnie pakowanie i szykowanie się do powrotu do domu, na szczęście następnego dnia rano.
Kopa Kondracka z Murowańca
Tatry - Zima 2022
Ciężkie plecaki i mozolne podejście do schroniska to jest co towarzyszy nam zawsze pierwszego dnia wyjazdu w góry. W tym roku zdecydowaliśmy sie powrócić do Dolina Gąsienicowej czyli do schroniska Murowaniec. Pomimo niezbyt dobrej sytuacji lawinowej po silnych wiatrach i opadach pogoda szykowała się dobra i stwierdziliśmy, że warto spróbować. Po męczącej podróży i dotarciu do schroniska zdecydowaliśmy sie tylko na krótkie wyjście pod kolejkę na Kasprowy Wierch a resztę dnia spędziliśmy na odpoczynku.

Dzień drugi - Niedziela 13.02
Drugiego dnia jako, że żona jeszcze nigdy na pieszo nie weszła na Kasprowy (tak jakoś się złożyło) planem był spokojny spacer na Kasprowy Wierch i pobliski dwutysięcznik Beskid. Pomimo dość mocnego wiatru droga była spokojna i bezproblemowa i po około dwóch godzinach spokojnego spaceru weszliśmy na Suchą Przełęcz skąd udaliśmy sie na pobliski Beskid. Po krótkim odpoczynku poszliśmy w kierunku Kasprowego Wierchu i tym sposobem zaliczyliśmy oba postawione na ten dzień cele. Pogoda tego dnia była słoneczna ale wietrzna, generalnie było super i oby więcej takich dni.

Dzień trzeci - Poniedziałek 14.02
Trzeci dzień powitał nas piękną słoneczna pogodą ale niestety jeszcze silniejszym wiatrem niż dnia poprzedniego. Celem na ten dzień było wejście na Mały Kościelec przez Zielony Staw. Droga do kolejki jak to zwykle bywa była bezproblemowa, dopiero później okazało się że śniegu jest jednak bardzo dużo i tak na dojściu i powrocie bardzo często zapadaliśmy się prawie po kolana co potęgowało zmęczenie. Mimo tych przeciwności dotarliśmy na Przełęcz Karb skąd już niedaleka droga na Mały Kościelec. Latem droga ta to marsz między kosówkami a zima to całkiem fajna graniówka gdzie nabywali umiejętności uczestnicy kursu zimowego. Oczywiście Mały Kościelec został zdobyty a my powiedzmy tą samą droga wróciliśmy do schroniska. To był następny piękny słoneczny dzień w górach.

Dzień czwarty - Wtorek 15.02
Musze powiedzieć, że w tym roku mieliśmy szczęście do pogody, czwarty dzień pobytu i ponownie piękna słoneczna pogoda, tym razem było praktycznie bezwietrznie. Plan na ten dzień to wejście do Koziej Dolinki. Bez pośpiechu udaliśmy sie nad Czarny Staw Gąsienicowy i dalej przez jego taflę nad Zmarzły Staw. Tutaj zrobiliśmy sobie dłuższy odpoczynek na podziwianie widoków a podczas takiej pogody na prawdę jest co podziwiać. Po nasyceniu oczu pięknymi widokami ruszyliśmy w kierunku Koziej Dolinki gdzie dotarliśmy w niedługim czasie. W tym rejonie Tatr nie było praktycznie nikogo co bardzo nam odpowiada w górach. Cel zaliczony także można było zacząć wracać. Dzień można zdecydowanie zaliczyc do udanach.

Dzień piąty - Środa 16.02
Ostatniego dnia postanowiliśmy wybrać się nad Czerwony Staw, który znajduje się w drodze na Przełęcz Krzyżne. Niestety grubo się przeliczyliśmy i zdołaliśmy dojść ledwie za granicę lasu. Na szlaku na Krzyżne śniegu było bardzo dużo, szlak praktycznie nie był przetarty, cała droga to torowanie w śniegu po kolana. Zawróciliśmy gdzieś mniej więcej w miejscu gdzie zaczynają się kosówki, po prostu nie było sensu dalej kopać się w tym śniegu a pogoda tego dnia też nie była najlepsza. Po powrocie do schroniska pogoda zdecydowanie się poprawiła i poszliśmy jeszcze w kierunku kolejki na ostatnia sesję zdjęciową, po tym fakcie zostało nam pakowanie i powrót do domu nastepnego dnia. Z pogodą w tym roku trafiliśmy rewelacyjmie może poza przedpołudniem piątego dnia i podczas zejścia do Kuźnic gdzie kropił lekki deszcz i wiał bardzo silny wiatr. Można wyjazd zaliczyć do bardzo udanych i oby więcej takich wyjazdów, może nie było spektakularnych wejść na szczyty ale było rewelacyjnie.

Tatry - Zima 2023
Ciężkie plecaki i mozolne podejście do schroniska to jest co towarzyszy nam zawsze pierwszego dnia wyjazdu w góry. W tym roku zdecydowaliśmy sie powrócić do schroniska nad Morskim Okiem. Tym razem zrobiliśmy sobie postój dwudniowy w Kielcach przez co mieliśmy dużo bliżej w góry co zdecydowanie poprawiło nasze samopoczucie podczas porannego podejścia do schroniska. Podejście minęło bez większych problemów przy pięknej słonecznej pogodzie. Do schroniska dotarliśmy około godziny 14, resztę dnia spędziliśmy na odpoczynku i podziwianiu widoków przez okno przy kubku kawy.

Dzień drugi - Poniedziałek 30.01
Drugiego dnia postanowiłem po raz nie wiem, który wejść na Szpiglasowy Wierch gdyż jedynie tego dnia pogoda jeszcze sprzyjała wejściom wyżej. Wyszedłem około godziny 7, poszedłem szlakiem letnim przez ceprostradę, droga do Doliny za Mnichem nie przedstawia żadnych trudności, po około godzinie byłem już w dolinie. Tutaj niestety wszelkie ślady urywały się przez dość mocno wiejące wiatry. Poszedłem wyżej do około 1950 m.n.p.m. gdzie po kilku próbach podejścia wyżej zrezygnowałem z powodu dużej ilości śniegu i bardzo silnego wiatru. Dopiero za kilka dni jak sprawdziłem na gps gdzie byłem okazało się, że byłem około 400-500 m. od Szpiglasowej Przełęczy, gdybym podczas podejścia sprawdził mapę pewnie spróbował bym pójść jednak dalej. Niestety tego nie zrobiłem i zawróciłem, do schroniska wróciłem dośc wcześnie i jeszcze tego samego dnia poszliśmy z żoną na Czarny Staw pod Rysami, chciałem wybadać drogę w stronę Rys ale wiejący wiatr skutecznie zasypywał wydeptaną drogę, nie dość tego na dzień następny zapowiadane były także opady śniegu co stawiało pod znakiem zapytania próbę wejścia na Niżne Rysy.

Dzień trzeci - Wtorek 31.01
Śnieg wbrew prognozom zaczął padać już dnia poprzedniego po południu i nasypało go około pół metra co wstrzymało wszelkie wyjścia wyżej. Jako, że szans na wyjście wyżej nie było to też nie spieszyliśmy się wyjściem ze schroniska. Wyszliśmy dopiero około 10 i rozpoczęliśmy torowanie w świeżym puchu prze taflę Morskiego Oka. Tego dnia nie było żadnych planów, doszliśmy na drugą stronę Morskiego Oka skąd wróciliśmy szlakiem letnim gdzie pokrywa śnieżna sięgała momentami po pas także trochę czasu nam zajęło przetorowanie całej drogi. Ta wycieczka na ten dzień wystarczyła nam w zupełności, resztę dnia spędziliśmy na odpoczynku.

Dzień czwarty - Środa 01.02
Ostatniego dnia naszego pobytu została ogłoszona trójka lawinowa, w nocy dosypało jeszcze więcej śniegu i ciągle sypało. Mimo tych przeciwności postanowiliśmy jeszcze raz wejść na Czarny Staw i powiem, że sporo trzeba było się nakopać w tym świeżym puchu ale, że czasu mieliśmy sporo to nie spieszyliśmy się z wejściem wcale. Jak się później okazało śnieg, który zaczął padać podczas naszego pobytu rozpoczął prawdziwy armageddon w Tatrach. Po powrocie do schroniska pozostała nam tylko odpoczynek i pakowanie. Następnego dnia już w drodze do domu dowiedzieliśmy się, że w Tatrach ogłoszono 4 lawinową i zamknięto drog do Piątki i Morskiego Oka a następnego dnia zamknięto cały obszar Tatr ze wzgędu na ogromne zagrożenie lawinowe a takie faktu z przeszłości nie potrafię sobie przypomnieć.

Tatry - Zima 2024
Ciężkie plecaki i mozolne podejście do schroniska to jest co towarzyszy nam zawsze pierwszego dnia wyjazdu w góry. W tym roku zdecydowaliśmy sie powrócić do schroniska w Dolinie Gąsienicowej czyli Murowańca. Tym razem zrobiliśmy sobie postój w Kielcach przez co mieliśmy dużo bliżej w góry co zdecydowanie poprawiło nasze samopoczucie podczas porannego podejścia do schroniska. Podejście minęło bez większych problemów, niestety pogoda nie nastrajała optymistycznie. Do schroniska dotarliśmy około godziny 13, resztę dnia spędziliśmy na odpoczynku. Drugi dzień przywitał nas padającym deszczem i brzydką pochmurną pogodą. Dopiero po południu troszkę się przetarło i mogłem na chwilę wyskoczyć nad Czarny Staw Gasienicowy. To były raptem dwie godziny bez opdaów tego dnia.

Dzień trzeci - Wtorek 12.03
Pogoda znacząco się poprawiła, wyszło nawet słońce i było bardzo ciepło. Przy tej korzystnej pogodzie postanowiliśmy ruszyć w kierunku Kasprowego Wierchu. Droga minęła bez żadnych problemów, po dotarciu na przełęcz poszliśmy w kierunku Beskidu. Na Beskidzie żona postanowiła wrócić na Kasprowy i wypić herbatę, następnie wrócić powoli do schroniska. Ja natomiast ruszyłem w kierunku Świnicy. Droga nie przedstawiała żadnych trudności, dopiero podczas podejścia gdzie temperatura w słońcu sięgała 20°C śnieg stał się mokry i zaczął dość mocno wyjeżdżać z pod nóg przez co niektóre momenty trzeba było pokonywać czujnie. Na Świnicy miałem jeszcze możliwość podziwiania widoków ale podczas zejścia pogoda znów zaczęła się psuć, zachmurzyło się, było mgliście przez co widoczność była znikoma. Mimo słabej widoczności dotarłem do schroniska gdzie czekała już na mnie żona.

Dzień czwarty - Środa 13.03
Aura nie poprawiła się tego dnia, było pochmurno i mgliście, wiał wiatr, momentami widoczność spadała do 20m. Mimo nie sprzyjających wyrunków postanowiliśmy, że wdrapiemy się na Karb a pódziemy przez Zieloną Dolinę Gąsienicową. Droga do dolnej stacji wyciągu na Kasprowy minęła bez niespodzianek, dopiero po zejściu na jąkąś wydeptaną ścieżkę w kierunku Karba zaczęły się małe problemy w postaci zapadania się w śnieg. W takich warunkach doszliśmy gdzieś do połowy Doliny i tutaj nagle urwał się ślad, który prawdopodobnie został zawiany. Od tego miejsca szliśmy trochę na chybił trafił, mimo tego po nie całej godzinie doszliśmi do podnóża Przełęczy Karb. Wejście na Przełęcz gdy była ona widoczna nie przedstawiało już żadnych trudności. Dla naszego komfortu do dolnej stacjo kolejki wróciliśmy po własnych śladach, których na szczęście wiatr nie zdążył zasypac. Po powrocie do schroniska pozostał nam już tylko odpoczynek i pakowanie plecaków gdyż następnego dnia wracaliśmy do domu.

Tatry - Jesień 2024
Tym razem w Tatry dotarłem Flixbusem, na Palenicy zameldowałem się około godziny 9:00. Mimo dość już później godziny i jednak ciężkiego plecaka postanowiłem przejść na Morskie Oko przez Szpiglasowy Wierch. Było dość chłodno ale pogoda była piękna, szło się bardzo dobrze i w bardzo szybkim tempie doszedłem do Siklawicy, przy której nie byłem ponad 10 lat. Następnie ruszyłem dalej w kierunku Zawratu gdzie po niecałej godzinie marszu należy skręcić w lewo na Szpiglasową Przełęcz. Na tym etapie ciężki plecak, duże tempo i temperatura dały mi się już mocno we znaki, trzeba było zrobić dłuższą przerwę. Po przerwie nie spiesząc się ruszyłem w kierunku przełęczy, na którą wyprowadzają ułatwienia w postaci łańcuchów. Stamtąd już tylko krótki 15 minutowy odcinek i znalazłem się na Szpiglasowym Wierchu i było to moje pierwsze wejście w życiu chociaż kilka razy próbowałem wejść zimą ale nie miałem szczęścia. Po obowiązkowym odpoczynku na szczycie zacząłem schodzić ceprostradą do Moka i muszę powiedzieć, że droga ta dała mi do wiwatu, ciężki plecak na zejściu to niezłe wyzwanie dla kolan. W konsekwencji do schroniska dotarłem przed 16:00, diw godziny wcześniej niż zakładałem.

Dzień drugi - Wtorek 24.09
Drugi dzień rozpoczął się słonecznie i wietrznie, dopiero po południu miało zacząć się chmurzyć. Tego dnia postanowiłem wejść na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem, miejsce , w którym jeszcze nie byłem. Aby wejść na przełęcz najpierw należy wejść na Czarny Staw pod Rysami a stamtąd skierować się zielonym szlakiem w prawo. Droga nie przedstawia żadnych trudności, dopiero przed Kazalnicą jest krótki odcinek ze sztucznymi ułatwieniami, który może być dla niektórych turystów trudniejszy. Na Kazalnicy robię krótki odpoczynek , poza mną na szlaku jest dosłownie kilka osób, aż dziw bierze że na tak widokowy ładny szlak idzie tak mało osób. Dalej pozostaje już tylko trawers Mięguszowieckiego Czarnego , który wyprowadza mnie na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem. Na przełęczy długo nie zabawiłem ponieważ potwornie wiało, robię zdjęcia filmy i wracam. Dłuższy postó robię na Kazalnicy i stamtąd podziwiam okoliczne widoki. Poźniej zostaje mi tylko zejście do Moka.

Dzień trzeci - Środa 25.09
Środa miała być pochmurna i mglista a po południu należało się spodziewać niewielkich opadów deszczu i taka właśnie były. Z uwagi na pogodę wybrałem sobie krótką drogę na kolejne miejsce gdzie jeszcze nie byłem a mianowicie Wrota Chałubiśkiego chociaż nie bardzo miałem ochotę ponownie dreptać ceprostradą. Moje obawy co do drogi na szczęście nie potwierdziły się, całość ceprostrady minęła szybko i bezproblemowo, poprzednim razem chyba bardziej we znaki dało się duże zmęczenie a nie sama droga. Po kilkudziesięciu minutach marszu ceprostrada wyprowadził mnie do Doliny za Mnichem, tutaj na rozstaju szlaków ruszam w lewo na Wrota Chałubińskiego. Następne kilkadziesiąt minut i jestem na przełęczy, robię zdjęcia, filmy, krótki odpoczynek i ruszam z powrotem bo pogoda zaczyna się pogarszać. Końcówkę drogi idę w padającej mżawce, to był krótki wypad ale założony plan udało mi się wykona i nawet prawie nie zmokłem. Resztę dnia odpoczywam obmyśljąc plan na następny dzień.

Dzień czwarty - czwartek 26.09
Pogoda tego dnia miała być bardzo podobna jak dzień wcześniej, z tym że miała wiać bardzo silny wiatr, na szczytach dochodzący do 90 km/h. Skoro tak ma wiać to wymyśliłem sobie, że pójdę w kierunku Rysów a że byłem tam już kilka razy i zimą i latem także nic nie musiałem, gdzie dojdę tam dojdę. Faktycznie mocno wiało i dało się to odczuć już na poziomie Morskiego Oka, ten odcinek i dalej na Czarny Staw pod Rysami droga minęła mi ekspresowo, nie wiem czy chociaż raz się zatrzymałem na odpoczynek, chyba nie. Krótki postój nad stawm i idę dalej, kolejny mały cel to Bula pod Rysami. Na buli widoczność spada do 30-50 m., w powietrzu czuć dużą wilgoć, wszystko wskazuje, że poruszam się już w chmurach. Po krótkim czasie jestem już przy pierwszych łańcuchach, skoro doszedłem tutaj to równie dobrze mogę pójść dalej. Dalsza droga nie była już taka dobra jak do tej pory, było sporo ludzi, którzy powodowali zatory na łańcuchach oraz zaczął kropić lekki deszcz co w połączeniu z momentami porwistym wiatrem potęgowało odczucie zimna, szczególnie rąk przez mokre rękawiczki. Koniec końców dotarłem na szczyt, było to moje piąte wejście na Rysy, na szczycie wiało potwornie, trzeba było się chować za skały żeby wiatr nie zdmuchnął. W drodze powrotnej zrobiłem sobie postój na skale poniżej buli, tam było już spokojnie i nie padał deszcz.

Dzień piąty - piątek 27.09
To już ostatni dzień w Tatrach, dzień powrotu do domu. Jako drogę powrotną wybrałem sobie przejście przez Świstówkę do Doliny Pięciu Stawów i dalej Doliną Roztoki do Palenicy Białczańskiej. Pogoda rano była całkiem niezła, nie wiało i momentami nawet wychodziło słońce tylko dużo cięższy plecak powodował niechęć do poruszania się. Droga do Piątki zajęła mi nieco ponad godzinę, w schronisku wypiłem ostatnie piwo i ruszełem wolnym tempem przez Dolinę Roztoki do Palenicy skąd busem dostałem się do Zakopanego. Kolejny wyjazd w Tatry dobiegł końca, kiedy będzie następny nie wiem ale na pewno będzie.
